Gwiezdny Pył Inspiracji

czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział III: Prawda o rodzicach wychodzi na jaw.

Następnego dnia Jeremy odwiedził Anę. Chłopak był zamyślony i z trudem odpowiadał na pytania Angeliki. W końcu dziewczyna nie wytrzymała i zapytała co się stało. Przyjaciel choć ciągle powtarzał, że wszystko jest ok w tym momencie nie wytrzymał. Opowiedział o tym co mówiła mu Verda i co próbowała mu zrobić. Ana pod wpływem emocji jakie dusiła w sobie wybiegła z pokoju. Jeremi był bardzo zaskoczony, lecz pobiegł za nią. Nastolatka wbiegła do pokoju Verdy i zaczęła krzyczeć, a nawet doszłoby do bójki gdyby do pokoju nie wszedł James. Dziewczyny od razu się uspokoiły. Chłopak przyciągnął Angelikę do siebie. Verda bacznie przyglądała się temu co robią. Była bardzo zazdrosna. James spytał Anę dlaczego atakuje Verdę. Ona odpowiedziała, że żadna dziewczyna nie może traktować. On z uśmiechem na ustach odpowiedział:

-Żadna dziewczyna nie jest dla mnie ważniejsza o Ciebie. 

Po czym szybko spuścił wzrok i z zakłopotaniem powiedział, aby wrócili do pokoju. W pokoju zaczęli rozmawiać o tym jak im jest w sierocińcu. Temat dociągnął się też do ich dzieciństwa. Nastolatka mówiła o tym jak bardzo jest ciekawa czy naprawdę jej rodzice zginęli w wypadku. Po sierocińcu kręciły się plotki, że oni jednak żyją i jej szukali. Później temat znów wrócił do Verdy. Dziewczyna chciała dyskretnie wrócić do słów przyjaciela, które powiedział kiedy byli w pokoju Verdy. Spytała więc czy te słowa były tylko po to, aby Verda była zazdrosna. On jednak znów się uśmiechnął i zbliżył się do niej. Próbował ją pocałować. Jednak w tym samym czasie do pokoju zapukała Melania. Nastolatkowie od razu usiedli sztywno na łóżku. Pracownica przyszła do Angeliki, aby jak co dzień z nią porozmawiać. James wstał z łóżka i powiedział, że przyjdzie później. Melania spytała czy coś się stało. Ana zaprzeczyła. Kobieta zaczęła więc rozmawiać z nią jak zwykle o tym jak jej jest w sierocińcu itp. Angelika przypomniała sobie to o czym rozmawiała ze swoim przyjacielem. Spytała więc Melanii czy jej rodzice faktycznie nie żyją i czemu nikt nie chce z nią o tym rozmawiać. Kobieta bardzo się zmieszała. Nie wiedziała czy powiedzieć prawdę. Wiedziała, że jeśli pani McBethy się dowie to straci pracę. Jednak po chwili myślenia zaczęła:

 -Więc... To nie tak jak myślisz. Nie możemy o tym rozmawiać, ponieważ pani McBethy nam tego surowo zabroniła. Nawet jeśli się dowie, że powiedziałam Ci chociaż tyle to mnie wyleje z pracy, a wiesz jak ważna jest dla mnie ta praca. -Powiedziała pracownica z wielkim strachem w oczach. 
-Rozumiem Cię, ale przecież nikt nas tutaj nie słyszy. Pani McBethy miała dziś przyjechać dopiero wieczorem. 
 -No dobrze. Więc... No, bo twoi rodzice tak naprawdę bardzo Ciebie kochają musisz to wiedzieć... 
-Co?! Jak to KOCHAJĄ to znaczy, że oni żyją?! 
-Proszę Cię mów trochę ciszej. 
-Dobrze, ale odpowiedz mi na pytanie. 
-Tak Twoi rodzice żyją... 
-Co?! Ale... Jak?! Dlaczego mnie tutaj zostawili podobno mnie kochają?! 
 -Oni Cię kochają i będą kochać. Zrozum, oni nadal są Twoimi rodzicami tylko po prostu nie mogli... -Gdyby mnie kochali to by mnie tutaj nie zostawili! To nie jest wytłumaczenie, że nie mogli! 
-Prosiłam Cię, abyś była ciszej. Wiem, że to dla Ciebie trudne i nie dziwie się, że tak zareagowałaś. Twoi rodzice nie mogli Ciebie zostawić, ponieważ mieli trudną sytuację finansową. Nie stać ich było na to, aby wyżywić siebie, a co dopiero dziecko. Nie mogli ci zapewnić przyszłości jakiej byś chciała. Proszę zrozum ich. 

 Angelika uspokoiła się. Próbowała zrozumieć to dlaczego nie mogła być teraz ze swoimi rodzicami. Cieszyła się, że ma teraz przy sobie Melanię. Nie mogła jednak utrzymać smutku w sobie. Rozpłakała się i wtuliła się w ramiona kobiety. Kiedy Angelika uspokoiła się powiedziała, że chce odnaleźć swoich rodziców. Melania czuła, że musi jej pomóc. Powiedziała, że może jej dać klucze do gabinetu pani McBethy, w którym są akta i w nich powinien być adres jej rodziców, lecz nie wiadomo czy aktualny. Ma jednak nie mówić, że to od niej dostała klucz. Angelika przyjęła klucz i obiecała, że nic nie powie. Pracownica pożegnała się z dziewczyną i szybkim krokiem wyszła z pokoju.

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział II: Verda i jej prawdziwa twarz.

Chwilę potem pojawił się w nich James. Wyszli z pokoju i poszli długim korytarzem w stronę tylnych drzwi. Kiedy do nich doszli okazało się, że były zamknięte. Jedynym ratunkiem była wtedy Melania, lecz Angelika nie powiedziała jej co zamierzają zrobić. Ana powiedziała James'owi, aby został przy drzwiach, a ona poszła po pomoc. Melania nie była przekonana tym pomysłem, ale nie takie wybryki robiła już nastolatka. Dziewczyna wróciła do kluczem. James otworzył drzwi i wyszli na zewnątrz. Ana była bardzo podekscytowana. Nie myślała, że może być tak pięknie. Niestety było pięknie do czasu kiedy z pokoju wyszła niska ruda dziewczyna o imieniu Verda. Szła ona w kierunku toalety, gdy nagle zauważyła uchylone tylne drzwi. Ona też nigdy nie była po zmroku na dworze. Postanowiła wykorzystać okazję. Wyszła na zewnątrz, lecz zobaczyła jakieś postacie. Myślała, że to pracownice, lecz to nie były one. Kiedy Verda zobaczyła Angelikę razem z James'em była bardzo wściekła. Ana była jej wrogiem, a James wielką miłością niestety nie odwzajemnioną. Verda miała za złe odebrania jej chłopaka. Postanowiła donieść na nich. Szybkim krokiem powędrowała do pokoju właścicielki. Rudowłosa dziewczyna z dokładnością i lekkim podkoloryzowaniem historii co dzieje się w ogrodzie. Pani McBethy oburzona wyszła szybkim krokiem z pokoju. Chciała na własne oczy przekonać się, czy powiedziano jej prawdę. Szła korytarzem aż do wyjścia. Na ramiona zarzuciła swój siwy płaszcz. Zbiegła po małych schodkach i ruszyła w stronę ogrodu. Wchodząc usłyszała śmiech Angeliki, która w tamtym momencie śmiała się ze wspólnych wspomnień ich obojga z dzieciństwa. Tak Ana zdradziła ich pozycję. McBethy rozwścieczona poszła ku dochodzącym odgłosom. Nagle śmiech zamilkł. Ale McBethy i tak dotarła do zakątku, w którym siedzieli przyjaciele. Ustała pod drzewem i przysłuchiwała się ich rozmowie. A oni nie świadomi niczego opowiadali sobie o swoich poglądach, zainteresowaniach. Aż w końcu temat zszedł na Panią McBethy. Zaczęli opowiadać o tym na jak mało rzeczy im pozwala. A właścicielka uważnie przysłuchiwała się każdemu ich słowu. W końcu nie wytrzymała. Złapała Angelikę za ramię i zaczęła ją wyzywać. James próbował jej pomóc, ale to na nic. Kobieta i jego obrzuciła wyzwiskami. Zaprowadziła ich do swoich pokoi. Tam kazała zostać im do rana. Następnego dnia, gdy Ana otworzyła oczy ujrzała nad sobą uśmiechniętą panią McBethy. Ta wykrzyknęła, że skoro tak lubi ogród, to przez miesiąc będzie musiała grabić tam liście. Powiedziała też, że ma się cieszyć z tak łagodnej kary, bo nie chciałaby pewnie, aby kobieta stosowała stare metody. James również dostał taką karę. Przynajmniej mogli pobyć razem, choć każdy ich ruch i każde słowo było kontrolowane przez McBethy. Z zaciekawieniem przyglądała im się też Verda. Była kompletnie zazdrosna o Jeremy'ego. Denerwowało ją to, że oboje się tak dobrze dogadują. Gdy pani McBethy pozwoliła skończyć pracę Angelice i jej towarzyszowi, oboje rzucili grabie na ziemię i wyszli z ogrodu. Za nimi szła Verda. Wydało im się to nieco podejrzane, aczkolwiek woleli już nie zwracać na nią uwagi. Do czasu. Verda bez powodu zaczęła się śmiać. Jeremy postanowił od razu zareagować. - Verdo, czy możesz nam powiedzieć, co cię tak rozbawiło? - Powiedział chłopak z lekką ironią w głosie. -Och, wiesz, wyglądacie razem bardzo słodko. - Odparła Verda z uśmiechem na ustach. - Wciąż zastanawiam się czemu wolisz ją ode mnie. Chłopak pozostawił to bez komentarza. Ruszył do wnętrza z Angeliką. Verda zaś poszła do siebie. Jeremy odprowadził Anę pod same drzwi jej pokoju. Ana wyżaliła się mu, że Verda zaczyna ją coraz bardziej irytować. Chłopak próbując ją uspokoić połaskotał ją po policzku i spojrzał w oczy. Widać było, że Angelika znaczy dla niego dużo więcej, niż jakakolwiek inna dziewczyna. Obiecał jej, że porozmawia z Verdą, a ona mu całkowicie zaufała. Jeremy zaraz po wejściu Any, udał się w stronę pokoju Verdy. Chłopak zapukał do drzwi. Zaraz potem usłyszał odpowiedź "Proszę!". Wszedł do środka, a tam zobaczył siedzącą na kanapie Verdę. Wpatrywała się w widok za oknem, ale szybko odwróciła głowę, w kierunku Jeremy'ego.

-Jeremy! Wiedziałam, że przyjdziesz! 
-Verda... Chciałem z Tobą porozmawiać. 
-Ach tak ? Więc słucham. - Powiedziała dziewczyna podchodząc powoli do chłopaka. 
-Chodzi o Angelikę... Jesteś dla niej okropna. Często ją wyzywasz, śmiejesz się z niej... Co ona takiego Ci zrobiła? -Verda stała już obok swojego rozmówcy i patrzyła mu głęboko w oczy, co mocno go krępowało. 
-Jeremy... Ja jej nic złego nie robię - Zgarnęła z jego czoła kosmyk włosów. Policzki chłopaka zaczęły się powoli czerwienić. - Z resztą oboje wiemy po co tu przyszedłeś. 
 -O-o czym Ty mówisz? 
 -No, Jeremy, nie mów, że nie wiesz o co mi chodzi. 

Verda spróbowała go pocałować, ale on błyskawicznie odsunął się, chwycił za klamkę i wybiegł z pokoju. Za nim wybiegła Verda. Chłopak czuł, że musi ochłonąć i wybiegł na dwór. Usiadł na ławce. Po chwili usłyszał, że Verda wybiegła za nim. Usiadła obok. Po chwili ciszy Jeremy wstał i zaczął się kłócić z dziewczyną. Kłótnia toczyła się głównie o Angelikę. Chłopak bronił jej zaciekle, a wspomniał też o tym, co stało się przed chwilą w pokoju. Krzyczeli na siebie dobre dwadzieścia minut. W końcu Verda odeszła od chłopaka. Jeremy został jeszcze chwilę na dworze. Po chwili rozmyślania wrócił do swojego pokoju. Nie mógł zapomnieć tego co mówiła mu Verda. Nie chciał też pokazywać Angelice, że coś jest nie tak, więc tego dnia już do niej nie przyszedł.

środa, 15 kwietnia 2015

Tajemnica sierocińca. Rozdział I: Jeden dzień, a zmienił całe życie.

Opowieść ta będzie mówić o pewnej dziewczynie o imieniu Angelika. Czasem mówią ma nią też Ana. Dziewczyna ma 17 lat i mieszka w sierocińcu. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Przynajmniej tak jej wmawiano. Jednak któregoś dnia, kiedy Melania powiedziała jej prawdę Ana chciała odnaleźć swoich rodziców. Jednak, aby to zrobić nastolatka musi wykraść akta. Czy uda jej się wykraść akta? Uda jej się odnaleźć rodziców? Dlaczego nikt nie chciał powiedzieć jej prawdy?

Był to ,,zwykły'' dzień w sierocińcu . ,,Zwykły" dlatego, że nie zapowiadało się nic niezwykłego. Angelika zwana też Ana wstała przed świtem i przy zapalonej lampce czytała swoją ulubioną książkę. Była ona bardzo piękną dziewczyną. Miała długie, proste, brązowe włosy. Oczy niczym błękit oceanu, a cerę bladą jak lala z porcelany. Jej malinowe usta i mały, zgrabny nosek dodawały jej jeszcze więcej urody. Dziewczyna była dosyć niska. Ale przy tym była też bardzo szczupła. Miała zgrabne nogi i szerokie biodra. Była właścicielką drobnych, delikatnych rączek. Jej postawa również była imponująca. Zawsze wyprostowane plecy, nawet, gdy była przemęczona obowiązkami. Kiedy na zegarku wybiła siódma, Angelika po przeczytaniu kilku rozdziałów przygotowywała się do dalszego dnia. W sierocińcu panowały dość ostre zasady, za których złamanie dostawało się karę np. wysprzątania dość sporej kuchni. Nastolatka już niejednokrotnie łamała zasady. Wydawały jej się zbyt surowe. Taka też wydawała jej się pani, która była właścicielką sierocińca. Nazywała się pani McBethy. Była oschła, zimna i zawsze traktowała dzieci jako swoje służące, jak popychadła, które jej po prostu zawadzały. Dziewczyna już przed samym wejściem pani McBethy chciała być przyszykowana. Otworzyła skromną, małą szafkę z ubraniami. Wyjęła z niej białą, luźną znoszoną koszule i sprane jeansy. Na nogi założyła wiązane, szare buty. Rozczesała włosy i umyła twarz wodą po czym usiadła na łóżko i czekała. Tamtego dnia do pokoju weszła Melania. Była ona najmilszą pracownicą w całym sierocińcu. Zawsze pomagała jej w trudnych chwilach. Była dla niej jak starsza siostra. Melania była wysoka, miała kręcone blond włosy do ramion, brązowe oczy, a jej figura była równie idealna jak Angeliki. Pracownica powiadomiła Ane, że śniadanie jest już gotowe i powinna zejść na dół. Dziewczyna w dość dobrym nastroju przyszła na śniadanie. Cieszyła się, że nie widziała dziś Pani McBethy. Przy stole nie zauważyła też James'a. Był to jej najlepszy przyjaciel odkąd trafiła do sierocińca. Nikt z dzieci nie był zbyt otwarty, aby rozmawiać z innymi, lecz oni dogadywali się znakomicie. Ana szybko zjadła swój posiłek i powędrowała do swojego pokoju. Wzięła książkę i udała się do ogrodu. Nastolatka wchodząc już w plener ujrzała jakąś postać. Z daleka widziała, iż był to James. Był on o rok starszy od Any. Ubraną miał wyblakłą koszulkę i dziurawe jeansy. Na nogach czarne trampki. Dziewczyna od razu poznała go po jego ciemno brązowych włosach. Oczy jego były równie ciemne co włosy. Siedział zamyślony na ławce, ledwie zauważył przyjaciółkę:

 -Och, James! Dlaczego nie było Cię na śniadaniu? 
 -Angelika! Cześć! Wiesz... Dostałem karę i musiałem posprzątać gabinet właścicielki. - Odparł chłopak. 
-Rozumiem Cię. Też kiedyś musiałam to robić, a za co zostałeś ukarany? -Wymknąłem się po ciszy nocnej do ogrodu i mnie zauważyli. Musiałem to zrobić. Tutaj jest tak pięknie, a wieczorem wręcz cudownie. Jest to jedyne miejsce gdzie mogę się wyciszyć i rozmyślać. - Powiedział wpatrując się w niebo. 
-Och... Nigdy nie byłam tutaj po zmroku... 
 -Mogę to powtórzyć. Idziesz ze mną? - Zapytał zachęcająco chłopak. 
-Ale... No... Nie wiem... 
 -No chodź będzie fajnie! 
 -Przecież mogą nas przyłapać. 
 -Postaramy się, aby tak nie było. 
 -No... Ok. 
 -Przyjdę do Ciebie wieczorem. 
 -Będę czekać. - Powiedziała Ana i uśmiechnęła się do rozmówcy. 

Siedzieli jeszcze trochę ustalając plan wyjścia na zewnątrz. Następnie James wrócił do swojego pokoju, a Angelika czytała jeszcze książkę. Kiedy wróciła do pokoju zapisywała coś w dzienniku czekając na James'a. Anę odwiedziła Melania. Jak co dzień przyszła z nią porozmawiać. Choć dziewczyna zawsze mówiła o wszystkim swojej ,,starszej siostrze'' nie powiedziała jej o planowanym nocnym wyjściu. Kiedy Melania wyszła z pokoju była już prawie cisza nocna. Godzinę później Ana usłyszała dziwne odgłosy za drzwiami.