sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział II: Verda i jej prawdziwa twarz.

Chwilę potem pojawił się w nich James. Wyszli z pokoju i poszli długim korytarzem w stronę tylnych drzwi. Kiedy do nich doszli okazało się, że były zamknięte. Jedynym ratunkiem była wtedy Melania, lecz Angelika nie powiedziała jej co zamierzają zrobić. Ana powiedziała James'owi, aby został przy drzwiach, a ona poszła po pomoc. Melania nie była przekonana tym pomysłem, ale nie takie wybryki robiła już nastolatka. Dziewczyna wróciła do kluczem. James otworzył drzwi i wyszli na zewnątrz. Ana była bardzo podekscytowana. Nie myślała, że może być tak pięknie. Niestety było pięknie do czasu kiedy z pokoju wyszła niska ruda dziewczyna o imieniu Verda. Szła ona w kierunku toalety, gdy nagle zauważyła uchylone tylne drzwi. Ona też nigdy nie była po zmroku na dworze. Postanowiła wykorzystać okazję. Wyszła na zewnątrz, lecz zobaczyła jakieś postacie. Myślała, że to pracownice, lecz to nie były one. Kiedy Verda zobaczyła Angelikę razem z James'em była bardzo wściekła. Ana była jej wrogiem, a James wielką miłością niestety nie odwzajemnioną. Verda miała za złe odebrania jej chłopaka. Postanowiła donieść na nich. Szybkim krokiem powędrowała do pokoju właścicielki. Rudowłosa dziewczyna z dokładnością i lekkim podkoloryzowaniem historii co dzieje się w ogrodzie. Pani McBethy oburzona wyszła szybkim krokiem z pokoju. Chciała na własne oczy przekonać się, czy powiedziano jej prawdę. Szła korytarzem aż do wyjścia. Na ramiona zarzuciła swój siwy płaszcz. Zbiegła po małych schodkach i ruszyła w stronę ogrodu. Wchodząc usłyszała śmiech Angeliki, która w tamtym momencie śmiała się ze wspólnych wspomnień ich obojga z dzieciństwa. Tak Ana zdradziła ich pozycję. McBethy rozwścieczona poszła ku dochodzącym odgłosom. Nagle śmiech zamilkł. Ale McBethy i tak dotarła do zakątku, w którym siedzieli przyjaciele. Ustała pod drzewem i przysłuchiwała się ich rozmowie. A oni nie świadomi niczego opowiadali sobie o swoich poglądach, zainteresowaniach. Aż w końcu temat zszedł na Panią McBethy. Zaczęli opowiadać o tym na jak mało rzeczy im pozwala. A właścicielka uważnie przysłuchiwała się każdemu ich słowu. W końcu nie wytrzymała. Złapała Angelikę za ramię i zaczęła ją wyzywać. James próbował jej pomóc, ale to na nic. Kobieta i jego obrzuciła wyzwiskami. Zaprowadziła ich do swoich pokoi. Tam kazała zostać im do rana. Następnego dnia, gdy Ana otworzyła oczy ujrzała nad sobą uśmiechniętą panią McBethy. Ta wykrzyknęła, że skoro tak lubi ogród, to przez miesiąc będzie musiała grabić tam liście. Powiedziała też, że ma się cieszyć z tak łagodnej kary, bo nie chciałaby pewnie, aby kobieta stosowała stare metody. James również dostał taką karę. Przynajmniej mogli pobyć razem, choć każdy ich ruch i każde słowo było kontrolowane przez McBethy. Z zaciekawieniem przyglądała im się też Verda. Była kompletnie zazdrosna o Jeremy'ego. Denerwowało ją to, że oboje się tak dobrze dogadują. Gdy pani McBethy pozwoliła skończyć pracę Angelice i jej towarzyszowi, oboje rzucili grabie na ziemię i wyszli z ogrodu. Za nimi szła Verda. Wydało im się to nieco podejrzane, aczkolwiek woleli już nie zwracać na nią uwagi. Do czasu. Verda bez powodu zaczęła się śmiać. Jeremy postanowił od razu zareagować. - Verdo, czy możesz nam powiedzieć, co cię tak rozbawiło? - Powiedział chłopak z lekką ironią w głosie. -Och, wiesz, wyglądacie razem bardzo słodko. - Odparła Verda z uśmiechem na ustach. - Wciąż zastanawiam się czemu wolisz ją ode mnie. Chłopak pozostawił to bez komentarza. Ruszył do wnętrza z Angeliką. Verda zaś poszła do siebie. Jeremy odprowadził Anę pod same drzwi jej pokoju. Ana wyżaliła się mu, że Verda zaczyna ją coraz bardziej irytować. Chłopak próbując ją uspokoić połaskotał ją po policzku i spojrzał w oczy. Widać było, że Angelika znaczy dla niego dużo więcej, niż jakakolwiek inna dziewczyna. Obiecał jej, że porozmawia z Verdą, a ona mu całkowicie zaufała. Jeremy zaraz po wejściu Any, udał się w stronę pokoju Verdy. Chłopak zapukał do drzwi. Zaraz potem usłyszał odpowiedź "Proszę!". Wszedł do środka, a tam zobaczył siedzącą na kanapie Verdę. Wpatrywała się w widok za oknem, ale szybko odwróciła głowę, w kierunku Jeremy'ego.

-Jeremy! Wiedziałam, że przyjdziesz! 
-Verda... Chciałem z Tobą porozmawiać. 
-Ach tak ? Więc słucham. - Powiedziała dziewczyna podchodząc powoli do chłopaka. 
-Chodzi o Angelikę... Jesteś dla niej okropna. Często ją wyzywasz, śmiejesz się z niej... Co ona takiego Ci zrobiła? -Verda stała już obok swojego rozmówcy i patrzyła mu głęboko w oczy, co mocno go krępowało. 
-Jeremy... Ja jej nic złego nie robię - Zgarnęła z jego czoła kosmyk włosów. Policzki chłopaka zaczęły się powoli czerwienić. - Z resztą oboje wiemy po co tu przyszedłeś. 
 -O-o czym Ty mówisz? 
 -No, Jeremy, nie mów, że nie wiesz o co mi chodzi. 

Verda spróbowała go pocałować, ale on błyskawicznie odsunął się, chwycił za klamkę i wybiegł z pokoju. Za nim wybiegła Verda. Chłopak czuł, że musi ochłonąć i wybiegł na dwór. Usiadł na ławce. Po chwili usłyszał, że Verda wybiegła za nim. Usiadła obok. Po chwili ciszy Jeremy wstał i zaczął się kłócić z dziewczyną. Kłótnia toczyła się głównie o Angelikę. Chłopak bronił jej zaciekle, a wspomniał też o tym, co stało się przed chwilą w pokoju. Krzyczeli na siebie dobre dwadzieścia minut. W końcu Verda odeszła od chłopaka. Jeremy został jeszcze chwilę na dworze. Po chwili rozmyślania wrócił do swojego pokoju. Nie mógł zapomnieć tego co mówiła mu Verda. Nie chciał też pokazywać Angelice, że coś jest nie tak, więc tego dnia już do niej nie przyszedł.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz